Wieluń

Oskar Kolberg był w Wieluniu prawdopodobnie w 1853 roku i w swojej monografii tak opisuje to miasto:

„Wieluń, miasto w otwartej położone nizinie, niegdyś stolica ziemi wieluńskiej, która wraz z powiatem ostrzeszowskim ziemią rudzką się zwała i razem z zamkami: Olsztyn, Krzepice, Bobolica, Brzeźnica prawem lennem udzieloną została r.1370 (do 1396) Władysławowi księciu Opolskiemu. Kazimierz Wielki wzmocnił zamek i miasto opasał w r. 1350-1 murem rozebranym w nowszych czasach przez rząd pruski.

Było w stanie kwitnącym w XVI-tym stuleciu. Spalili je Szwedzi w r. 1656 nie oszczędzając i mienia ewangelików (jak świadczy Cellaryusz). Lud okoliczny miasto to nazywa Jeleń, a podanie mówi, że nazwę tę przybrało od zabicia jelenia w tutejszej puszczy przez Władysława II Odonicza w XIII-tym stuleciu”.

Znajdziemy u Kolberga opis zwyczajów związanych z Bożym Narodzeniem w Wieluniu:
„Już w wiliją wilii (tak nazywają dzień poprzedzający wiliją), gdy zasiędą przy kominie, każdy z krewnych lub przyjaciół, każdy z domowników zapowiada z największym ukontentowaniem jak i kogo ze świtem jutra w łóżku zdybanego rózgą częstować będzie.

Zresztą obchodzą tu w wilią wieczerzę równie jak po innych prowincjach, a chłopi nie jedzą nic aż do wieczora. To jednak jest do zauważenia, iż tu sądzą z liczby zasiadających do stołu w ten dzień o życiu swoim. Jeżeli bowiem to zgromadzenie z nieparzystej liczby osób się składa, na ten czas przewidują pewny zgon jednej osobie, niejako tej, która pary w tym gronie nie ma; w przeciwnym bowiem razie, długie i czerstwe życie sobie zapewniają”.

Przeczytamy też w jaki sposób obchodzi się tu ostatki:
„W ostatni wtorek parobcy obwożą na sporym wózku drzewko obwieszone i przystrojone w kolorowe papierki, świecidła, robione kwiatki itd. I zatrzymują się przed każdą chałupą, gdzie tylko jest jaka dziewczyna dorosła, na wydaniu będąca. Tu ją wywołują lub przemocą wyciągają przede drzwi aż do wózka, gdzie postawiwszy, nakazują by im się okupiła (wykupiła). Chłopcy bowiem ogłaszają na nią licytacyję; jeden z nich mówi, że funt kłaków warta, drugi, że warta furę gnoju, trzeci, że i snopka pustej słomy by nie dał itp. Wreszcie znajdzie się kilku takich, którzy pieniądze za nią ofiarują; ten pięć złotych, tamten dziesięć, ów sto i tysiąc. Wreszcie każą jej się mimo tych ofert, samej okupić. Więc dziewka targując się daje im kilkanaście groszy lub też wynosi z komory kiełbasę albo szperkę słoniny, kilka jaj itp. a wieczorem idzie do gościńca (karczmy) na taniec, przy podkoziołku”.

W Kolbergowskiej monografii nie może zabraknąć opisu obrzędów, a przede wszystkim wesela, którego przytoczono tu fragment:

„Młody parobek starając się o względy swojej lubej, odwiedza ją często w domu jej rodziców, w towarzystwie kumów i swatów; wieczory schodzą im mile na pogadance i żartach. Niejedna piosnka da się słyszeć z ust towarzyszek panny młodej, jak na przykład:

W polu ogródeczek ogrodzony cisem, opatrz ze mnie Boze dobrym towarzyszem.

Zeby mnie nie bijał, gorzałki nie pijał, fajecki nie kurzył, w karcmie się nie dłużył”.

Do ciekawych należą wierzenia demonologiczne z tych okolic:
„Zmory mają to być kobiety, które chodzą po nockach i śpiącego mężczyznę ssą; mówią, że są chude, blade, często się oblizujące, a gdy nie mogą dostać kogo ssać, idą do drzewa gruszkowego, ale najczęściej osicowego; i to drzewo, które ona ssie, ma wyrostki. A człowiek, który od nich jest ssany, za pociągnieniem brodawki mleko mu się wydobywa (lecz to jest inna przyczyna, a nie zmora). Zmora może się przemienić w jakąkolwiek istotę – bądź żyjącą, bądź martwą, gdy jest w niebezpieczeństwie; kto przytomnego umysłu wtenczas, gdy go snem dręczy lub ssie, łapie to, co jest koło niego lub na nim: bądź słomka, kot – i tym potrzyma mocno, chociaż mu się w najokropniejsze gady zamienia, nie puszcza; ta na koniec dla bojaźni staje się, czym jest i prosi o wolność. A gdy jest zamieniona w zwierzę, utnie jej jaki członek, już go na zawsze pozbędzie, stąd się wyda, która kobieta we wsi lub w okolicy jest zmorą, bo jej braknie członka uciętego itd”.

W monografii znalazło się też podanie o św. Wojciechu:
„Po peregrynacjach P. Jezusa, który chodził najczęściej ze św. Piotrem, najwięcej dochowało się w Wielkopolsce podań o św. Wojciechu. Każde z tych podań przedstawia św. Wojciecha namiętnym, łatwo w gniew wpadającym, a poczyna się od słów: Kiedy św. Wojciech idąc z Krakowa do Gniezna, przechodził tedy, zdarzyło się itd. Jest i podanie o amonitach napotykanych gęsto w okolicach Wielunia i Ostrzeszowa. Obecność ich tak lud sobie tłomaczy: Kiedy święty Wojciech itd. zaszedł tu a tu, zdarzyło się, iż siadł odpocząć i zasnął. Gdy tak śpi, otoczony został rojowiskiem gadów, płazów, i wężów, które sykaniem sen mu przerwały. Święty uniósł się gniewem, uderzył pastorałem w ziemię i zaklął je: bodajeście skamieniały!
I stało się według słów zaklęcia”.

W materiałach Kolberga zachowały się też informacje o wierzeniach dotyczących Żydów w Kaliskiem:

„Osipowicz powiada, że Żydzi tamtejsi (chassyci) mają szczególny zwyczaj, że jeden drugiemu może odkupić część życia, tj. kilka, kilkanaście lat. I tak: dajmy na to, że starzec pragnąłby żyć jeszcze lat kilka lub kilkanaście dłużej, niż mu przeznaczono; wówczas odkupuje od młodzieńca, z którym się o to ułoży, żądaną liczbę lat za umówioną sumę, np. 10 lat za 500 zł pol. Obaj są przekonani, że umowa ich spełni się co do joty; starzec wierzy, że mu przybędzie 10 lat życia, młodzieniec, że mu 10 lat życia ubędzie. I choćby stary umarł przed terminem, a nawet w krótkim czasie po zawartej umowie, przypisują to jakiejś niezwykłej okoliczności, wpływowi czarów lub złego ducha itp., a młody zawsze będzie przekonany, że 10 lat swego życia sprzedał i oddać je musi”.