Sawin

Kolberg zamieścił krótki opis Sawina:
„Sawin miasteczko (dziś osada) zbudowana na trzech pagórkach, wśród pól i łąk, przerzniętych rzeczką Sajecką dawniej Uher zwaną.” (t. 33, s. 10)
Zapisał tutejsze przysłowie odnoszące się do ubioru:
„Było w okolicy Sawina, Włodawy przysłowie:
Szo szynia łatka, to Lach;
Szczo szabla to ciach,
Na chłopka strach.
Szlachta bowiem drążkowa chodziła tam  niebieskich sukmanach, chłopi zaś w szarych i burych (szara-bura). Szlachta ta machała widać gęsto i rąbała chłopstwo nie żartem szablą, którą nosiła niegdyś przy boku.” (t. 33, s. 47)
W taki sposób zakładały chustę kobiety z Sawina i okolic:
„W miasteczku Sawinie i okolicznych mu wsiach ku Bugowi położonych, kobiety zamężne, a często i dziewczęta, wychodząc z domu n. p. do kościoła, biorą na chustkę zwykłym sposobem zawiązaną na głowie, drugą chustkę w wązki pasek złożoną, zostawiając tylko ukośny koniec wiszący pod brodą aż na piersi, który podwiązują pod brodą przez uszy i wiążą na węzełek na wierzchu głowy, zupełnie tak, jak to czynią u nas ludzie miejscy i dworscy cierpiący na zęby i gardło.” (t. 33, s. 54)
Na Oczyszczenie Matki Boskiej (2 lutego) takie panowały zwyczaje:
„Przyniesioną w ten dzień do domu gromnicę poświęconą w cerkwi, zapalają i podniósłszy do góry, kopcą nią na belkach pułapu wielki krzyż.” (t. 33, s. 128)
A tak świętowano Niedzielę Palmową:
„Niedziela kwietna czyli palmowa, zowie się u Rusinów Werbnycia. Lud bowiem niesie wtedy do cerkwi wierzbowe pręty do święcenia, nie dodając atoli kwitnącéj łoziny ani trzciny, jak u Mazurów.” (t. 33, s. 134)
Kolberg spisał też wierzenia związane ze świętem św. Katarzyny:
„Lud utrzymuje, że w dzień ten zmarznie zawsze  na  świecie trzy-dziewięcie ludzi (więc 27), gdyż ś. Katarzyna uprosiła sobie tę łaskę (!) u Pana Boga.” (t. 33, s. 159)
Oraz wierzenia dotyczące tęczy:
„Tęczę na niebie lud tu nazywa smokiem, który wodę ciągnie z ziemi do nieba: smok wodu tihne. Nie trzeba podchodzić w to miejsce gdzie się on spuszcza, bo uniósłby i człowieka w górę.” (t. 34, s. 157)
Oskar Kolberg krótko opisał też kolędników chodzących tu w Święto Trzech Króli:
„Późnym wieczorem, chłopcy, zebrawszy się w kilku, obchodzą kolejno wieś i pode drzwiami chat śpiewają szczodriwki, poczém winszują, i dostają za to po piérogu, lub kawałku placka (palonky).” (t. 33, s. 127)
Stąd pochodzi też opowieść o kobiecie z żelaznymi zębami:
„Roku 1865 w jesieni chodziła po całej okolicy (Chełma, Sawina) po wsiach kobieta ubrana po zwyczajnemu, wyglądająca jak każda inna, ale mająca w ustach żelazne zęby zamiast zwykłych. Straszyła ona napotkanych włościan, grożąc im karą za złe uczynki i na zęby te wskazując . Szła coraz dalej i ukazując się w Krzesimowie, wsi czysto polskiej (pod Łęczną), gromiła tam ostro niechęć, niezgodę i nieposłuszeństwo ludzi.” (t. 34, s. 137)CHEŁM
Oskar Kolberg zamieścił taki opis Chełma:
„Chełm nad rzeką Uherką, miasto powiatowe, leżące na wyniesieniu (od którego miała powstać jego nazwa), niegdyś stolica ziemi tego nazwiska i udzielnych książąt, z których Daniel, król Halicki, założył to biskupstwo obrządku wschodniego. Spalone w czasie wojen kozackich w XVII stuleciu. (...) Okolica obfituje w krédę i miasto stoji na jej pokładach; dla tego téż mieszkańcy wybierając ją z pod własnych domów, potworzyli ogromne sale podziemne na dwa i trzy piętra w czystej krédzie zagłębione.” (t. 33, s. 10-11)
Tak żywili się tutejsi mieszkańcy na co dzień:
„Jadło (w okolicy Chełma, Włodawy i t. d.) w ogóle jest liche, bardzo często bez okrasy, tak w powszedni dzień (budnyj deń) jak i w niedzielę. Tylko podczas cięższéj roboty lub uroczystości jakowej, jak n. p. we żniwa, na dożynki, chrzciny, wesele i t. d. pożywają nieco mięsa, osobliwie wieprzowego gotowanego (warena swynyna). Zabite wówczas bydle należy gładko ze skóry obedrzeć (belẏty) i dobrze wypatroszyć.” (t. 33, s. 57)
A tak na Wielkanoc:
„Na Wielkanoc (Welẏkdeń) pieką paschę, to jest dwie szynki wieprzowe złożone płasko do siebie, zszyte bokami i napchane wewnątrz hreczaną kaszą z pieprzem i okrasą. Kto niéma wieprzowiny, piecze na paschę jagnię, cielę lub prosię  całości. Ciasto wielkanocme (palonki) pieką z sitnéj (t. j. przesianéj przez sito, razowéj) mąki żytniéj z jęczmienną, rzadko kiedy z pszenną; są to płaskie przaśne placuszki sadłem smarowane.” (t. 33, s. 64)
Jedzenie na Wigilię Bożego Narodzenia taką spełniało tu również rolę:
„Kutję rzucają podczas jedzenia łyżką na pułap, aby się do belek przylepiła; a to jako przepowiednię: jak i czy długo jeszcze rzucający mieszkać pod tym dachem będzie; gdy kutja rychło spadnie, znak to, że: krótko.” (t. 33, s. 65)
Kolberg opisał też krótko tutejszych rybaków:
„Nad rzekami lud około Chełma, Radzynia i t. d. trudni się rybołóstwem. Czas tarcia się ryb na wiosnę, zowie się nerest. Że wtedy bywa jeszcze chłodno, mówią: Zymno, bo nerest na ryby. Najczęściej łowi lud ryby na wędkę (hudka), do której przyczepia się zwykła dla ryb przynęta.” (t. 33, s. 99)
Spisał też takie wigilijne wierzenie:
„Przy wieczerzy, powinno być potraw nie do pary, a osób je spożywających do pary, ażeby szczęście w roku następnym sprzyjało.” (t. 33, s. 113)
W pierwsze święto Bożego Narodzenia panował taki zwyczaj:
„W pierwsze święto wracają wszyscy bardzo prędko z kościoła lub cerkwi do domu, albowiem im kto prędzej dobiegnie, tém bogatszym stanie się w roku przyszłym.” (t. 33, s. 113)
Kolberg spisał również zakazy, które obowiązywały w czasie pożaru:
„Podczas pożaru nie trzeba krzyczeć, bo złe na ten wrzask bardziej się jeszcze sroży, podrzuca ogniem do góry i pożar powiększa. Trzeba tylko, przeżegnawszy się ode złego i cicho się sprawiając, ratować co można.” (t. 34, s. 159)
Tutaj spisał też wierzenia dotyczące upiorów, potępieńców:
„Lud mówi, że jeometrów umarłych choć pochowają na cmentarzu, to „święta ziemia ich nie znosi” i wyrzuca. Chodzą oni upiorami po świecie, aż trafią na te same miejsca, gdzie mierząc wypłonili ziemię (bo: gdzie łańcuch jeometry przejdzie, tam ziemia siedem lat nie rodzi), i w niej dopiero, kładą się na wieczny spoczynek. Błędne ogniki, które świecą w nocy fosforycznem światłem, błyszczą na miejscach, gdzie po długiej pośmiertnej wędrówce, położył się w ziemi taki błąkający się upiór jeometry.” (t. 34, s. 251)
Oraz diabła:
„W Chełmie lud nadaje djabłu następujące nazwy: „kaduk”, „did’ko”, „bołotianyk”, „morok”, „mara”, „dywo”, „łycho”, „bida”, „bis”, „czort”, „dyjawoł”, „nedola” i „obłud”. Wszystkich ich wyobraża lud sobie w rozmaite postaci. Niektórzy z nich mieszkają w oczeretach, na bagnach, po lasach, polach, opustoszonych domach i chlewach. Starają się oni ustawicznie szkodzić ludziom i sprowadzać na nich wszelkie nieszczęścia.” (t. 34, s. 248)