Łuck

W rękopisach Kolberga znajdujemy zaczerpnięty z literatury opis tej miejscowości:
„Łuck przy ujściu rzek Styru i Głuszca, miasto nader stare, ma wiele zwalisk, jak zamek, którego dwie wieże sterczą jeszcze, ruiny soboru Bazylianów. Miało wiele klasztorów, z których dziś dotrwały tylko Brygidki i Szarytki, ruiny cerkwi unickiej Podniesienia Św. Krzyża. Dziś zbliżający się od strony Włodzimierza wędrowiec ujrzy to miasto sterczące w milczeniu na błękicie wołyńskiego nieba sczerniałymi nastrzępionymi murami, wśród których majestatycznie wznosi się wspaniała budowa katedry łuckiej”.

„W aktach sądowych łuckich dziwna zabobonności ma się znajdować pamiątka, dekret na czarownicę, wyświęcający następujący wypadek:

Raz baba mieszając ciasto na chleb, gdy jej do tej ważnej roboty przeszkadzało cielę, uwijające się poufale po chacie, zawołała w złości: ‘bodajeś przepadło’! Cielę w tejże chwili przewróciło się i zdechło. Baba pobiegła, ujrzawszy to, do okienka i naznaczyła na nim węglem cień od słońca, postanawiając sobie użyć swego odkrycia, rozumiejąc, że ile razy słońce taki cień rzucać będzie, słowa jej równie będą skuteczne.
Tym tedy sposobem zwyczaj miała, gdy słońce ten sam cień rzucało, o tej samej porze przeklinać wszystkich swoich nieprzyjaciół, których wiele pogubiła, jak potem sama zeznała. Odkryto wreszcie czary i babę ścięto”.

Wśród zebranych przez Kolberga materiałów ogromną liczbę stanowią pieśni:

„Mazur że ja z olejkamy włóczę się po świecie; mój tłumoczek za plecami, co noszę na grzbiecie. Kupcie, kupcie, niech się cieszę, podkówkami ognia krzeszę.

Dalekoż moja chatka, daleko rodzina, cieszy się tam ojciec, matka, wyglądając syna. Kupcie, kupcie, niech się cieszę, podkówkami ognia krzeszę”.

W obszernym opisie wesela spod Łucka znajdziemy informacje o przygotowywanych na tę okoliczność lokalnych wypiekach:

„Na parę dni przed pieczeniem korowaja pieką chleb potrzebny do wesela, ‘huski’ (kukiełki podłużne, plecione) i ‘bliźniaki’, to jest duże bułeczki chleba z sobą połączone, które otrzymują państwo młodzi,
gdy się do ślubu wybierają i które powinni trzymać ciągle pod pachą (nawet podczas ślubu) aż do obiadu” i dalej:

„Niewiasty uproszone na korowajnice ubiorą się wkrótce schludnie i idą do chaty matki panny młodej. Poczem biorą się do rozczyniania mąki wodą lub kwasem (rzadziej i to u bogatszych na drożdżach i mleku) przy śpiewach i zabawie. Korowaj taki ma kształt ogromnej bułki; spód ma twardszy, w który mnóstwo nakładają groszków lub trojaków, przykrywając go miększem ciastem i ozdabiając brzegi plecionkami czyli huskami. Następnie pomazują go jajkami dla połysku, a gdy z pieca wyjmą, powtykają weń mnóstwo gałązek kaliny i barwinku, a w środku największą”.