Wzdów

Oskar Kolberg zatrzymał się we Wzdowie u Teofila Wojciecha Ostaszewskiego – ziemianina i działacza społecznego oraz jego żony Emmy – pianistki, wnuczki znanego kompozytora, Michała Ogińskiego.

Ostaszewscy gościli Kolberga prawie miesiąc, na przełomie lipca i sierpnia 1885 roku. Do swojego przyjaciela Józefa Blizińskiego Kolberg pisał wówczas: „Ja tu [we Wzdowie] zbieram wciąż materiały, których liczba rośnie z dniem każdym; a zresztą jest mi tu, jak u Pana Boga za piecem”.

Inaczej nieco było zapewne we wnętrzach chat chłopskich, które Kolberg odwiedzał, a później opisał: „W izbie jest nade drzwiami, a pod powałą (od drzwi do przeciwległego okna), długa belka podciągnięta, zwana tramem lub tragarzem (niekiedy szus-tram). Po lewej stronie od drzwi piec lepiony z gliny, z zapieckiem i nalepą, na których stawiają garnki z żywnością do gotowania lub też siedzą (w zimie).

Na przypiecku, powyżej pieca, sypiają w zimie dzieci. Od pieca do ściany (ponad drzwiami) ciągną się dwa drągi zwane poleń, polenie, [służące] do zawieszania szmat, suszenia konopi itd. Naprzeciw drzwi stoi pod oknem stół prosty drewniany (lub skrzynia prosta drewniana), a za nim ciągnie się pod tym oknem ława, czasem przez całą długość ściany drzwiom przeciwległej. Blisko pieca pod ścianą stoi łóżko szerokie na 2 osoby, a przy drugiej ścianie, przeciwległej, drugie łóżko lub ława. Stołków nigdzie prawie nie ma, a kołyska tam, gdzie są drobne dzieci.

W chałupie jest po lewej ręce izba z obrazami (tak zwana, gdy ma przy piecu dodaną kapę z wali glinianych, wychodzącą przez powałę na górę, czyli strych, i unoszącą dym z czeluści na strych i sień), lub też chałupa vel piekarnia (bez obrazów), gdy jest kurną, czyli dymną, i kapy tej nie ma. Czasami w jednym domu, gdy dwóch go zamieszkuje gospodarzy, znajduje się i piekarnia (dymna), i izba (z piecem i kapą)”.

W materiałach ze Wzdowa znajdujemy też opisy ciekawych zwyczajów okresu Świąt Bożego Narodzenia: „W wiliję Bożego Narodzenia, w czasie samej wieczerzy (zowią [ją] obiad), jak jedzą groch, idzie jeden parobek do okna i woła niby na dwór: Wilku, chodź do grochu, żeby my cię nie widzieli od roku do roku! Tak woła trzy razy, a drugi parobek idzie za nim i wtedy raz go łyżką w głowę trzaśnie albo w czoło, że niby wilka odegnał. Po wieczerzy i pacierzu ciskają (kto chce) słomę (garść) ze snopa na tragarz; i ile komu ździebeł uwięźnie na tragarzu, to powiadają, że tyle będzie miał kop żyta”.

Do zwyczajów związanych z okresem zimowym należy również kolędowanie z tak zwaną kobyłką: „Jeden z parobków weźmie i wlezie w opałkę (starą, dziurawą) z uwiązanym u niej ogonem, i przykryje ją płaszczem, a przed sobą trzyma z drzewa zrobiony łeb koński (czarno pomalowany) z trędzelką i udaje, jakoby jechał na koniu, i kwiczy (tj. śwista), niby jak rży koń. A koło niego idzie grajek i 5 lub 4 kolędników ubranych po żołniersku i kolędują. Kobyłka, jak wejdzie do domu, to skacze po stołkach, ławkach i dokazuje, a potem żołnierze tańcują i śpiewają, a przebrany za ‘dziada’ idzie za kobyłką z workiem i harapem, zacina ją i mówi: Dalej, Szymku, z kobyłką! A ci krzyczą: Zacinaj, podcinaj, Szymku, kobyłku! Dostaną kolędę, miarkę zboża, którą bierze dziad do worka. Jak wychodzą, mówią kolędnicy: Nasza kobylina dyszy, bo ją uchycili w tej chałupie myszy!”

Mogą też śpiewać:

„A już nasza kobylina jazda, jazda,
a dajże jej obroczeńku, gazda, gazda.
A już nasza kobylina dyszy, dyszy,
wyjadły jej tyndy-ryndy myszy, myszy”.

Ładowanie...

Indeksy

Powiązane multimedia